Chyża Durbaszka
Potrzebna woda: ok. 2 litrów
Jedzenie na trasie: po ok. 12 km
Długość: ok. 20 km
Przewyższenia: +720/-870 m
Najwyższy punkt: Smerekowa, 1000 m n. p. m.
Najniższy punkt: ujście Grajcarka do Dunajca, ok. 440 m n. p m.
Chyża Durbaszka wzięła swoją nazwę od szczytu Durbaszki, pod którym znajduje się schronisko (gdybyś zamierzał(a) tam dotrzeć nie w czasie zawodów, lojalnie ostrzegam: nie podają tam alkoholu, formalnie to dom kultury), a w czasie zawodów – punkt żywieniowy. Pierwsza Chyża Durbaszka odbyła się w 2015 i wygrał ją Vadim Kujalanskas z czasem 1:50:03, w 2016 roku wynik ten poprawił Kacper Piech o prawie 20 minut i obecny (marzec 2017) rekord trasy to 1:31:29.
Trasa zaczyna się w ośrodku narciarskim w Jaworkach, jednej z wsi tak zwanej Rusi Szlachtowskiej. Nazwa ta odnosi się do czterech wsi (Szlachtowa, Jaworki, Biała Woda, Czarna Woda), które do czasu dobrowolnych przesiedleń w 1945 roku a następnie do wysiedleń roku 1947 (to jest do akcji Wisła) były zamieszkane przez ludność łemkowską. Domysły w sprawie czasu powstania prowadzą do przełomu XV i XVI wieku – źródła z początku XVI wieku podają już istnienie Szlachtowej, zaś te z drugiej połowy tegoż wieku podają już istnienie Jaworek, można więc założyć że wieś istniała już wcześniej. Od 2009 roku działa w Jaworkach ośrodek narciarski „Arena narciarska Jaworki”, gdzie zawody mają linię startu.
Zaczynamy od bardzo delikatnego zbiegu w kierunku „centrum” Jaworek jednak już za moment skręcamy w kierunku szlaków czerwonego i żółtego, gdzie powoli acz systematycznie nabieramy wysokości biegnąć przez Białą Wodę. Wieś ta obecnie nie istnieje, została wysiedlona. Zostały po niej takie relikty jak zdziczałe sady czy podmurówki domów, warto rozejrzeć się dokoła. Warto się rozejrzeć również, żeby zauważyć przepiękne wychodnie skalne, głównie wapienie, jednak w rezerwacie (tak, Biała Woda jest rezerwatem krajobrazowym. Biegnąc tam przekonasz się dlaczego) znaleźć można też gdzie niegdzie skały bazaltowe. Nad rozwidleniem szlaków wyraźnie dominuje Smolegowa Skała (szukaj jej po lewej stronie). Cały czas pniemy się w delikatnie w górę, jednak po 4 km nachylenie szlaku wyraźnie się zwiększa, ponieważ zaczyna się ostatni fragment podbiegu na przełęcz Rozdziela (803 m. n. p. m.) i dalej grzbietem w kierunku południowo-zachodnim. W kilku momentach podbieg odpuszcza (i zamienia się w szybkie, krótkie zbiegi), wtedy warto podnieść głowę i rozejrzeć się dokoła na piękną panoramę sięgającą momentami aż do Tatr! Poza Tatrami widać też Beskid Sądecki (głównie za Tobą), Góry Czergowskie na Słowacji (po lewej), a jeśli warunki będą naprawdę dobre to… Beskid Żywiecki pomacha Ci z prawej strony.
Podbieg, który zaczął się pod przełęczą Rozdziela, kończy się tak naprawdę dopiero w najwyższym punkcie całej trasy, czyli na stokach Smerekowej, po ok. 4 km i 300 metrach podbiegu. Kolejne trzy kilometry biegniemy w zasadzie po poziomicy, bez większych podbiegów i zbiegów, trawersujemy (razem ze szlakiem niebieskim) najwyższy szczyt Małych Pienin – Wysoką (1050 m. n. p. m.; jeśli Ci się nie spieszy warto wejść na sam szczyt, prowadzi tam kilkadziesiąt schodów, a widok jest warty każdego kroku. Przy dobrej widzialności widać stamtąd 3 kraje – do Polski i Słowacji dołącza Ukraina, a podobno czasem nawet Czechy, ale tego to na własne oczy nie widziałem). Biegnąc pod Wysoką warto patrzeć też pod nogi, gdyż znajdujemy się na terenie kolejnego rezerwatu – Wysokie Skałki. Jest to kolejny rezerwat krajobrazowy, są tu chronione liczne kwiaty oraz ptaki. Zaraz za Wysoką trawersujemy szczyt Borsuczyn i zbiegamy szybko do schroniska pod Durbaszką. Schronisko, choć trudno w to uwierzyć, służyło niegdyś jako szałas pasterski, następnie jako stanica harcerska, turystów obsługuje się tam od początku jak 70. XX wieku. W czasie zawodów znajduje się tam punkt żywnościowy i prowadzony jest pomiar czasu. Jest to dwunasty kilometr trasy.
Wracamy na grzbiet, wracamy też do pięknych widoków, nad całością dominują oczywiście leżące nieopodal Tatry po lewej, wprawne oko zauważy Radziejową po prawej, wyraźnie zaznaczoną Jarmutę, która góruje nad Szczawnicą (po prawej z przodu, wygląda trochę jak wulkan) czy Bereśnik po drugiej stronie Grajcarka. Cały czas poruszamy się bardzo blisko granicy po niebieskim szlaku. Od Durbaszki głównym zajęciem na trasie będzie wytracanie wysokości. Robimy to powoli i systematycznie, zaliczając po drodze jeden niewielki podbieg, którego pewnie nawet nie zauważysz. Po 5 km dobiegamy do Szafranówki i trasa do mety pokrywa się już z trasą Hardy Rolling, to znaczy: z Szafranówki biegniemy dosłownie kawałek, po czym zaczyna się naprawdę gruby zbieg aż do pierwszych zabudowań, następnie lekkie wypłaszczenie i już tylko kawałek w górę Grajcarka.